piątek, 27 grudnia 2013

Noc i płomienie

                                                                                II

Spałam spokojnie śniąc o tym jak zabijam 1D. Spałam...spałam...i nagle ktoś dzwoni! Otwieram powoli oczy i patrze że dzwoni jakiś obcy numer odbieram i rozpoznaje że to Rydel!
- Co się do cholery stało?!- pytam rozdrażniona.
- Dom...nam płonie!!! Pomocy! Pali się na dole i nie możemy zejść!- krzyczy z drżącym głosem.
- Już idę spokojnie. - uspokajam ją ale na marne.
- Co? Nie! Coś ci się stanie! Madi!- krzyczała ale szybko się rozłączyłam.
Postanowiłam nie budzić rodziców bo mi nie pozwolą nawet wyjść na ulice patrzeć na ten pożar, wybiegłam szybko z domu w pidżamie. Miałam tylko bluzę i buty, szybko wbiegłam do domu i zobaczyłam wielki ogień. Na szczęście już przeżyłam już nie jedne pożar gdy byłam sama w domu jako dziecko,podbiegłam do kuchni drogą gdzie jeszcze nie było ognia. Wzięłam dwa wiadra i nalałam do nich wody i zaczęłam wylewać na podłogę żeby ogień trochę ustał. Z góry słyszałam przerażone krzyki a z oddali straż pożarną. Robiłam to samo wiadro, woda ,wylewać.  Zaczęłam się dusić dymem ale starałam się wytrzymać aż przyjadą służby. Doczekałam się. Wbiegli do domu a gdy mnie zobaczyli prawie im oczy wypadły z twarzy. Powiedziałam że wszyscy co tu mieszkają są na górze i nie mogę wyjść, pobiegli na górę a reszta gasiła pożar. Jeden mnie wyniósł z domu na ulicę, oczywiście rodzice obudzeni syreną wyszli na ulice i mnie zobaczyli. Byli wkurzeni ale mi odpuścili mówiąc że jestem raczej dzielną dziewczyną.Wróciłam z nimi do domu oddając Lynchów w ręce specialistów.
----------------------------------------------U Lynchów---------------------------------------------------
Ross:
Czekaliśmy na ulicy aż pożar ustanie. Straty były ogromne, nie mogłem uwierzyć i nie wiedziałem co spowodowało pożar w domu.
- Remont będzie kosztował ale nie mamy teraz gdzie mieszkać. - powiedział mój tata, Mark.
- Ojciec damy rade! Jesteśmy przecież Lynch! A my się nie poddajemy!- pocieszał go Riker.
Moja mama Stromie poszła do sąsiadów, do domu gdzie mieszkała rodzina Madi, koleżanki która uratowała nam trochę życie. Okazało się że przez jakiś czas będziemy u nich mieszkać, nie tylko nie to! Może Madi uratowała nas ale i tak za nią nie przepadam. Olałem to i wszedłem za rodziną.Ich dom był ogromny, taki nowoczesny choć z zewnątrz tego nie widać. Rodzice zrobili nam śniadanie i zacząłem się zbierać do szkoły. Wyszedłem razem z koleżanką z klasy do szkoły a teraz w sumie współlokatorką. Szliśmy z 5 minut i jeszcze nie doszliśmy a samochodem to już bym siedział na korytarzu. Szliśmy spokojnie gdy nagle zobaczyłem jak jakiś facet chyba licealista chce pobić pierwszaka z gimnazjum.
- Czekaj tu, jasne?- powiedziałem do koleżanki i podbiegłem do kolesia. Dał mi z pieści w twarz....
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Madi:
Gdy zobaczyłam jak ten szczyl uderzył Rossa tak się wkurzyłam że podbiegłam to niego.
- Zmykaj  laleczko. Dziewczyn nie bije- odezwał się.
- Ja w porównaniu bije chłopaków.- zadałam mu ciężki cios z liścia w twarz, syknął i się skulił. Kazałam gimnazjaliście uciekać i sama podbiegłam do Rossa. On tylko mnie przytulił w połowie. Był to powoli przytulas a w połowie chciał wstać więc się o mnie oparł. Nie leciała mu krew tylko trochę go bolała szczęka. Postanowiliśmy uciec do szkoły przed tym szczylem co masuje sobie twarz. Myślałam że Ross zaczął mnie trochę lubić ponieważ uratowałam trochę jego życie i go obroniłam, niestety . Myliłam się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz